piątek, 14 września 2012

Prolog + Rozdział 1

Prolog

22 luty 2012r.
   Doktor Evans i doktor Jones zajmowali się kolejnym trupem-delikatnie opisując ich codzienne zajęcie. Pracowali w prosektorium i dokonywali sekcji zwłok. Dzisiaj otrzymali ciało młodej dziewczyny, która (rzekomo) zeskoczyła z klifu, żeby popełnić samobójstwo.
   Jeżeli chciała się zabić, to udało się, pomyślał John Evans. 
-Biedna dziewczyna-zaczął Henry.-Nie lubię takich dni, kiedy dostajemy ciała dzieci i nastolatków. Wtedy widzę swoje dzieciaki... 
-Henry...-urwał John.
-Młoda dziewczyna... Czemu chciała się zabić? 
-Nie mam zielonego pojęcia.
   Zapadła cisza. Doktorzy przyglądali się bladej twarzy i niebieskim oczom nieznanej dziewczyny. 
-Wiesz, co jest w tym najgorsze?-Henry Jones nie czekał, aż kolega odpowie.-To, że nie widzę tutaj udziału osób trzecich. Jak my to powiemy jej rodzicom? 
-Wiemy już kim oni są? Wiemy kim ona jest?-pytał John wskazując na dziewczynę.
-To Caroline Amber. Jej rodzice to Marie i Brad Amber. 
   John zastanowił się przez chwilę nad wcześniejszymi słowami jego kolegi. Po minucie powiedział:
-Rozumiem o co ci chodzi. Wolałbym usłyszeć, że moje dziecko zostało zabite, niż że samo się zabiło. W obu przypadkach miałbym wyrzuty sumienia, ale w tym drugim winiłbym się o to, że coś przeoczyłem, że czegoś nie widziałem... Nie widziałem tego, iż moje dziecko nie chce żyć...
 -Dokładnie-przyznał Jones.
   Mężczyźni postanowili, że jeszcze raz obejrzą ciało dziewczyny, spiszą raport, a potem... Potem powiadomią rodziców i sprawa Caroline Amber zostanie zamknięta. 
 John uważnie przyglądał się Caroline.
  Wolałbym usłyszeć, że moje dziecko zostało zabite, niż że samo się zabiło...-przypomniał sobie własne słowa i doszukiwał się śladów mordercy, których niestety nie mógł znaleźć, aż do momentu gdy jego wzrok zatrzymał się na szyi dziewczyny. 
-Jones, spójrz na jej...
   I wtedy stało się coś niebywałego. Caroline Amber zaczęła mrugać. Mrugnęła trzy razy, po czym wzięła głęboki wdech. Jej spojrzenie zatrzymało się na siwym Johnie. 
   Evans w swojej karierze nie spotkał się z czymś takim nie spotkał. Osoba, która kilka sekund temu była trupem, teraz spoglądała na niego. Przed trzydzieści lat nie przeżył czegoś takiego! 
   To cud!-stwierdził w myślach, po czym znowu spojrzał na jej szyję. 
   John miał już powiedzieć jego młodszemu partnerowi, żeby uciekali, lecz był za bardzo oszołomiony, tak samo jak Jones. I to "oszołomienie" wykorzystała Caroline. 
   Nastolatka usiadła w siadzie prostym na stole do sekcji i dalej wpatrywała się w starszego doktora. Położyła dłoń na jego ramieniu i spoglądała prosto w jego oczy.
   Jej spojrzenie... jest takie hipnotyzujące, zauważył John.
   Caroline przyciągnęła go do siebie w taki sposób, że jej usta od jego pulsującej tętnicy pod skórą dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Czarnowłosa dziewczyna wgryzła się w tętnicę i łapczywie piłą krew lekarza pozbawiając go życia. 
   Młody Henry był przerażony tym widokiem. Zaczął biec w stronę drzwi, ale brunetka pozostawiła jego współpracownika na białych płytach sali i pierwsza znalazła się przy drzwiach odgradzając drogę doktorowi. Jej usta były we krwi, którą zlizywała powoli. Jones czuł, iż zaraz zemdleje. Caroline przytrzymała go za ramiona i przybliżyła swoje usta do jego ucha.
-Nie martw się, to nie będzie bolało. Twój kolega już nie cierpi. Zrobię to szybko-obiecywała. 
   W dwóch zdaniach nie skłamała. 
   John Evans już nie cierpiał. 
  Natomiast męczarnie Henriego nie trwały długo. Szybko pozbawiła go życia, lecz Henry Jones z ostatnich sekund swojego życia zapamiętał tylko ból.
 
 
Rozdział 1

19 luty 2012r.

 Chłodny kalifornijski wiatr rozwiał blond włosy Andre stojącego na plaży. Andre White spoglądał w nocne niebo zapełnione przez gwiazdy. Zastanawiał się na sensem swojego życia. Żył sto dwadzieścia osiem lat. Chodził po ziemi w ciele dwudziestolatka. Był wampirem, co uważał za przekleństwo. Obwiniał tego, co go przemienił za wieczne cierpienie. Lubił ludzką krew. Nie miał problemu z jej zdobyciem, ponieważ był bardzo przystojny i każda niewiasta po wypiciu jednego drinka nie buntowała się wampirowi. Wręcz przeciwnie, sama mu podstawiała szyję, żeby tylko jego usta dotknęły jej, a następnie rozchyliły, żeby kły mogły się przebić do żyły. Wampirze moce też mu nie przeszkadzały. Ten urok ułatwiał mu życie, a umiejętność władania słabym, ludzkim umysłem była kusząca, by z niej zrezygnować. Mógł kontrolować ową białogłowę, po czym bez problemu i wysiłku wymazywał wspomnienie z szalonej nocy, a następnego dnia Andre nie istniał dla uroczej blondynki. Mało tego, gdy był w pełni sił, miał możliwość zmiany wyglądu, co już w stu procentach sprawiało, iż żywot wampira był banalny. 
 A zatem, co przeszkadzało Andre?
 Wielu śmiertelników pragnęło stać się wampirem, ażeby posiadać te umiejętności, moce, dary... Natomiast Andre po tylu latach bycia potworem, jak sam siebie nazywał, po tylu upojnych nocach spędzonych z kobietami, od których pił krew, miał ogromne wyrzuty sumienia. 
 Skąd te wyrzuty? Przecież jakoś musiał żyć. A tak poza tym, jeszcze nigdy nikogo nie pozostawił bez kropli krwi w organizmie. Nigdy nikogo nie przemienił, ponieważ nie chciał, żeby ktoś po kilku latach cierpiał tak jak on, chociaż nie wie, czy każdy miałby takie poczucie winy jak on. 
 Otóż, w piciu krwi White'owi  przeszkadza jeden mankament i to on wywołuje wyrzuty sumienia. Kiedy wampir pije krew to wraz z substancjami odżywczymi dla dziecka nocy/wampira, przepływają jeszcze wspomnienia człowieka. Najróżniejsze wspomnienia. Wampir ich nie zabiera człowiekowi na zawsze. Obserwuje je, a gdy już skończy posiłek to je pamięta i tyle. 
 Andre przez nie czuje się po prostu chory. Widział masę okropnych sytuacji, jak i takich, które po brzegi były wypełnione euforią. Nie chciał już niczego oglądać, bo czuł się jak bandyta, który wchodzi do cudzego domu i przywłaszcza sobie nieswoje rzeczy. On wymazywał pamięć swojego "posiłku", ale samemu sobie nie mógł jej wymazać. 
 Dzisiaj to miało się zmienić. Dziś w nocy przyjdzie do niego osoba, która to wszystko zmieni. Na nowo odzyska człowieczeństwo, a wtedy... będzie sobie żył spokojnie, aż umrze. 
 Właśnie zastanawiał się nad tym, czy jak znowu będzie człowiekiem, to czy zapomni wszystko, jak po przemianie w wampira. Do tej pory nie odzyskał wszystkich wspomnień z poprzedniego życia człowieka. 
  Na dzień dzisiejszy, wspomnienia dla Andre znaczą bardzo wiele. Mają dla niego ogromną cenę. 
-Andre?-usłyszał za sobą męski głos. 
 White odwrócił się i ujrzał przed sobą młodego wampira... Poprawka: wampira w młodym ciele, w rzeczy samej osoba stojąca przed nim nie była młoda i miała ogromną moc. Był to brunet z włosami sięgającymi do brody z niebieskimi oczami.
-Tak-potwierdził. 
-Jestem Colin Grant-podał mu swoją prawą dłoń.
 Andre uścisnął dłoń Colina i czekał na dalsze polecenia. 
-Chciałbyś odzyskać człowieczeństwo?-spytał Grant mierząc go swoim chłodnym spojrzeniem. 
-Bardzo. 
-Mogę to dla ciebie uczynić, ale...
 Racja. Jak mógł być taki głupi. Coś za darmo? Nie na tym świecie...
-...musisz coś dla mnie zrobić.-Dokończył Colin. 
-Co takiego? -Andre coraz bardziej się niecierpliwił. 
-Zawrzyjmy umowę, której nie możesz zerwać, a zatem nie masz wyjścia i musisz ją dotrzymać. 
-Postaram się.
-Nie. Nie ma czegoś takiego jak "postaram się". Wóz albo przewóz. Andre, jak bardzo zależy ci na byciu człowiekiem? Zastanów się. 
 Jak bardzo? 
 No chyba bardzo...
 Cholera, nie wiedział z kim ma do czynienia... To znaczy... Wiedział, że osoba przed nim jest nieobliczalna i ma ogromną władzę nad wszystkimi wampirami. 
-Zależy mi-odparł starając się by jego głos zabrzmiał pewnie.-Bardzo mi zależy. 
-Dobrze. Podaj mi swoją lewą dłoń-rozkazał Colin.
 Andre uczynił to, co kazał bez problemu. Andre mrugną, a po chwili poczuł, jak zimne ostrze rozcina jego skórę po wewnętrznej stronie dłoni. Ciemna krew spłynęła z jego ręki na piasek. 
 Grant powtórzył ten zabieg na sobie, a potem przycisnął zakrwawioną dłoń do dłoni Andre.
-Zawarliśmy pakt krwi-po tych słowach Colin puścił dłoń White'a.
 Wampiry obejrzały swoje dłonie, na których nie było śladu po zacięciu. 
 "On ma potężną moc"-Andre przypomniał sobie słowa jednego z swoich znajomych. 
-Teraz warunki-zaczął Colin.-Jeżeli chcesz stać się człowiekiem, to musisz mi dać ofiarę, którą już wybrałem. Musisz wypić z niej krew, pozbawić ją życia, dzięki czemu ty staniesz się człowiekiem. Potem przyniesiesz mi jej ciało. 
 Andre nie mógł się wycofać. Już nie mógł. Nigdy nikogo nie zabił... Kiedyś musi być ten pierwszy raz. 
-Dobrze-zgodził się.-Kto jest moją ofiarą?
 Colin wyciągnął z kieszeni marynarki białą kopertę, którą wręczył Andre.
-Tu masz jej zdjęcie. Masz na to miesiąc. No dobra, polubiłem cię, więc dam ci półtora, ale czym prędzej tym lepiej, rzec jasna. 
 Po chwili Andre był sam na plaży. Sam z kopertą, w której jest zdjęcie osoby, którą ma zabić, ażeby sam stał się człowiekiem.

1 komentarz: