21 luty 2012r.
Andre szedł za nią. Obserwował ją od wczorajszego wieczora, kilka godzin po otworzeniu koperty od Colina. Zastanawiał się kiedy ma zaatakować.
Już dzisiaj? Może poczekać do jutra?-pytał samego siebie.
Nie chciał jej poznawać. Nie obchodziło go jak się nazywa (wiedział już, że Caroline Amber, co i tak było za dużo). Chciał ją tylko zabić, żeby stać się człowiekiem.
Caroline Amber ma być jego ostatnią ofiarą.
Z przemyśleń wyrwał go klakson samochodu.
-Jak chodzisz ty...-krzyczał kierowca.
-Przepraszam!-Andre uniósł obie dłonie w geście poddania się.
Zszedł z przejścia dla pieszych, na które wszedł pomimo czerwonego światła. Gdy stanął na chodniku, zauważył, że jest sam... Bez Caroline. Rozejrzał się i nigdzie jej nie widział. Nie wiedział też, gdzie młoda dziewczyna o godzinie dwudziestej może iść w niedziele. Może do chłopaka albo przyjaciółki? Nie, nie. Nie interesowało go to.
Skupił się. W myślach przywołał młodą twarz nastolatki o niebieskich oczach i ciemnych włosach sięgających do brody. Przypomniał sobie jej radosny uśmiech jaki widniał na jej ładnej buzi na zdjęciu. I wtedy przypomniał sobie jej słodki zapach...
Skręcił w lewo i szedł za jej zapachem. Nie obmyślił jeszcze sposobu, za pomocą którego odbierze jej życie. Może właśnie wyssie z niej całą krew? Dziewczyna jest naprawdę ładna i uroczo pachnie. W sumie dawno nie pił ludzkiej krwi. Jakieś dwa tygodnie... Chyba jak stanie się człowiekiem, to i tak nie będzie tego pamiętał, więc co mu szkodzi? Tym bardziej powinien się napić.
Jednak na samą myśl o kolejnej dawce wspomnień, zrobiło mu się słabo. Może ją po prostu udusi...
W każdym bądź razie, musi zrobić do dyskretnie, żeby nie pozostawić śladów po tej zbrodni. Niby zbrodnia doskonała powinna być zaplanowana, ale zazwyczaj te świetnie zaplanowane nie sprawdzają się w pierwszych etapach planu.
Andre znowu się zamyślił i wpadł na kogoś. Zamrugał kilka razy i zobaczył, że na ziemi leży Caroline.
-Ja przepraszam, nie zauważyłam pana...-powiedziała niepewnie.
-Nie, to ja przepraszam. Zamyśliłem się-rzekł, podając jej rękę.
Nastolatka spojrzała się na jego dłoń i podała mu swoją. Ciepłą, pełną życia... White podniósł ją i jeszcze raz przeprosił.
-Nie szkodzi...-odparła, odwracając się do niego.
Andre patrzył się na jej plecy, po czym spojrzał się na swoją dłoń. Do tej pory wyczuwał puls jej serca, który nagle się przyspieszył, gdy dotknęła jego ręki.
White ruszył za Caroline. Spuścił wzrok i patrzył pod nogi. Wiedział, że Caroline zatrzymała się i przebiegła przez ulicę i weszła w głąb lasu prowadzącego na klif obok kalifornijskiej plaży. Andre nie mógł wejść za nią do lasu... Zastanawiało go, po co ona tam poszła, lecz nie mógł jej śledzić. Już chciał przekładać swoje plany na jutro, jednak coś skłoniło go do pójścia na plażę. Wyczulił wszystkie swoje zmysły i słyszał każdy krok dziewczyny. Każde zgrzyt zdeptanej gałęzi. Każdy wdech i wydech.
Zatrzymał się przy samym brzegu i nasłuchiwał. Szum fal mu nie przeszkadzał. Całą swoją energię skupił na niej.
Caroline zatrzymała się. Andre wiedział, że stoi na klifie. Nie mylił się. Zobaczył maleńką postać tam stojącą... Zaraz... Ona chyba nie chciała... Nie. Tylko nie to! Ona nie może! Już miał wbiec na górę i sam ją zepchnąć, lecz ktoś go uprzedził... Dziewczyna odwróciła się i jakaś ciemna postać pchnęła ją do oceanu.
Wampir zdjął koszulkę i buty, po czym wbiegł do wody i płynął do Caroline...
Woda była lodowata, ale to mu nie przeszkadzało. Płynął dalej. Wynurzył się i szukał jej ciała, ale nic nie widział. Zanurzył się i otworzył oczy pod wodą. Zauważył jakąś postać i wyczuł... krew. Podpłynął do Caroline i chwycił jej bezwładne ciało. Wyciągnął ją na piaszczysty brzeg. Żyła. Dotknął jej krwawiącej głowy i zlizał jej krew ze swojej dłoni, którą kilka minut temu trzymała dłoń Caroline.
Na plaży nikogo nie było. Andre mógł albo ją uśmiercić i stać się człowiekiem, albo wezwać pomoc... Jednak co to zmieni? Da to jej kilka dni...
Andre jeszcze raz dotknął krwawiącego miejsca, by móc posmakować jej słodkiej krwi kolejny raz. Była pyszna...
Nie wahał się już długo. Nachylił się nad jej szyją i zatopił kły w jej pulsującej tętnicy.
Kosztował jej krwi, lecz po chwili zrezygnował.
-Mój Boże...-wyszeptał do prawie martwego ciała.
Po tym, co zobaczył stwierdził, że nie może jej zabić.
Andre napił wbił ugryzł się w nadgarstek. Wąska stróżka krwi spływała po jego ręce. Źródło krwawienia przyłożył do jej rozchylonych ust i modlił się, żeby kilka kropel wpadło do jej gardła, a jego krew rozprzestrzeniła się po jej organizmie. Nie da jej się już uratować jako człowieka, ale może się odrodzić jako wampir.
"Lubię oglądać gwiazdy. Dałabym wszystko, żeby być tak szczęśliwa jak byłam pół roku temu i móc zobaczyć je jeszcze raz"- w głowie Andre zabrzmiały ostatnie słowa Caroline, po czym spojrzał na nocne niebo i na gwiazdy.
-Zobaczysz je, ale błagam cię, jak je zobaczysz to zmień swoje życie i bądź szczęśliwa...-spojrzał na jej bladą twarz i pogładził jej delikatny, zimny policzek i zapragnął, żeby stał się ciepły pod wpływem jego dotyku.
Andre wstał i pobiegł do najbliższej budki telefonicznej i wezwał pogotowie.
22 luty 2012r.
Nic nie czułam. Kompletnie nic.
W ogóle kim ja jestem?-pytałam samą siebie.
Nic nie słyszałam i nic nie widziałam. Nie wiedziałam gdzie jestem. Czy ja cokolwiek wiedziałam? Właśnie nie...
Miałam zamknięte oczy. Po chwili, dotarło do mnie, że za moimi powiekami jest jakieś światło. Chciałam otworzyć oczy, ale coś mnie powstrzymywało...
-Rozumiem
o co ci chodzi. Wolałbym usłyszeć, że moje dziecko zostało zabite, niż
że samo się zabiło. W obu przypadkach miałbym wyrzuty sumienia, ale w
tym drugim winiłbym się o to, że coś przeoczyłem, że czegoś nie
widziałem... Nie widziałem tego, iż moje dziecko nie chce żyć...-usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
-Dokładnie-przyznał inny głos, również należący do osoby płci męskiej.
A więc... W pomieszczeniu, miejscu, w którym byłam, znajdowała się jeszcze dwójka mężczyzn... Zaraz, zaraz... O czym oni mówili? Ja się zabiłam? Ale jak? W ogóle, o co chodzi?
Poczułam coś dziwnego. Moja ręka... Ktoś ją dotknął... Ktoś dotykał mojego ciała...
-Jones, spójrz na jej-powiedział jeden z nich.
Otworzyłam oczy. Światło mnie oświetlało, więc zaczęłam mrugać. Swoje spojrzenie zatrzymałam na siwowłosym mężczyźnie. On mnie dotknął. Ten drugi też.
Wzięłam głęboki wdech i do moich nozdrzy dostał się niesamowity zapach... Słodki, ciepły, miły, pełen energii... To nie było nic innego jak zapach życia. Chciałam tego. Pragnęłam posmakować cudzej energii. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nigdy tego nie robiłam, ale wiedziałam gdzie ta energia się znajduje. W żyłach faceta, na którego patrze.
Cały czas leżałam, więc teraz usiadłam. Spojrzałam mu w oczy, a on ciągle spoglądał w moje. Zerknęłam na punkt znajdujący się poniżej brody. I zobaczyłam to. Pulsującą tętnicę. Wyciągnęłam rękę i sięgnęłam za jego biały fartuch. Przyciągnęłam go do siebie. Od jego tętnicy dzieliły mnie milimetry.
Gdy jego zapach wypełnił moje nozdrza, to z moich ust wyszły kły, które dotykały dolnej wargi. Musnęłam ustami jego szyję i szepnęłam:
-Nie będzie bolało.
Po czym przekułam tętnicę, a moje usta wypełnił słodki smak...krwi.